12.03.2024
Wywiad z ,,Nauczycielem Roku” – jak zmieniać polską edukację?
Radosław Potrac, czyli ,,Nauczyciel Roku” jest nauczycielem historii, wychowania do życia w rodzinie oraz nauczycielem wspomagającym w Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 30 im. Powstańców 1863 r. na warszawskiej Pradze. Jest harcerzem, społecznikiem zaangażowanym w działalność Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, Towarzystwa Przyjaciół Warszawy i Stowarzyszenia Gwara Warszawska. Niedawno został Nauczycielem Roku 2023. Rozmowa z nim była dla nas fascynującym doświadczeniem i wspaniałym rozszerzeniem cyklu o systemach edukacji w Polsce i na świecie.
Praca w szkole według Nauczyciela Roku
Zalety pracy w szkole
Zespół Moje Stypendium (MS): Co najbardziej lubi Pan w swojej pracy w szkole?
Radosław Potrac (RP): W szkole każdy dzień jest inny, każde spotkanie jest inne. Często każda lekcja jest inna. Wszystko zależy od humoru dzieci i dorosłych, pogody, tego, czy ktoś wpadł w kałużę, czy nie. Tego, czy ktoś zjadł śniadanie, czy przyszedł na głodniaka. Praca w szkole i praca z ludźmi to jest praca z milionem wypadkowych, a kombinacja 30 dzieci w klasie, z których każde jest inne i każde ma inne doświadczenia życiowe, jest niesamowitą przygodą i to chyba lubię w mojej pracy najbardziej. Rzadko mi się zdarza, bym się nudził. To w pracy pedagoga – nauczyciela – lubię najbardziej. Ciągłe wyzwania i brak nudy.
Wyzwania pracy w szkole
MS: A czego nie lubi Pan w pracy nauczyciela?
RP: Nie lubię tego, że szkołę stara się włożyć w pewne ramy i normy. Szkoła wciąż jest postrzegana przez pryzmat instytucji totalitarnej. Dzieci wykonują polecenia, rozkazy. Nauczyciele też muszą się podporządkować. Szkoła wciąż (choćby z racji narzucanych jej odgórnie systemów, programów, zasad, podstaw programowych) podporządkowuje się pewnym ramom. Szkoła potrzebuje ze strony Ministerstwa wsparcia, ogólnych norm i zasad z możliwością ich dostosowania do swoich środowiskowych potrzeb.
Wierzę, że po zmianach, będzie inaczej i cieszę się na nie. Mamy zaplanowane spotkanie Nauczycieli Roku z Ministrą Edukacji. Dawno już nas tam nie było. To budzi nadzieję. Kuratoria też dotąd pełniły funkcję kontrolną, nadzorczą, a właściwie mogłyby być pośrednikiem między rodzicem a nauczycielem, czy między rodzicem a dyrektorem, bo to jest dzisiaj potrzebne wobec wyzwań współczesnego świata – jak choćby sytuacji wojny w Ukrainie czy przemian społecznych. Tego właśnie nie lubię w szkole. I tu widzę najwięcej miejsca na zmiany.
Trudności we wprowadzaniu zmian
Zmiany społeczne
Ludziom bardzo trudno jest wyjść z tych ram, z wielu powodów. Po pierwsze z powodu przyzwyczajeń, wynikać to może z faktu, że średnia wieku nauczyciela w Polsce jest około pięćdziesiątki – a naleciałości poprzednich systemów robią swoje. Świat zaś nagle przeleciał nam przed oczami. Do tego oczekiwania społeczne dotyczące nauczycieli i szkół – są coraz większe, często wykraczające zupełnie poza ramy zawodu. Oczekuje się od nauczycieli nauczania, wychowania, opieki i kolorowania świata – za niewielkie dotąd pieniądze – w sytuacji braku reakcji na postulaty i potrzeby tej grupy zawodowej. Przynajmniej w ostatnim okresie.
W tej chwili w szkole, w rzeszy siedmiuset tysięcy nauczycieli czy pedagogów pracują ludzie, którzy mają swoje lata (średnia wieku 47 lat) i wyszli z zupełnie innej epoki dydaktycznej, mentalnościowej. Nauczyciele świetnie się dostosowują do zmian szkoląc się nieustannie, ale świat w ostatnim okresie przyspieszył, zmieniła się grupa docelowa – oraz zmienili się rodzice. To wszystko powoduje, że wielu nauczycieli nie chcąc „kopać się z koniem” zaczyna dbać o siebie, dbać o własne granice. Czasem rezygnując z pracy, bo dzisiejsza szkoła stawia przed nauczycielami, pedagogami i psychologami szkolnymi bardzo wysokie wymagania. Do niedawna nie dając zbyt wiele w zamian. Wszyscy oczekują, że nauczyciele będą twórczy, aktywni, porywający za sobą uczniów – my też chcemy tacy być. Pod tak dużą presją z zewnątrz, przy tak wielu niedostatkach – trudno temu sprostać.
Zmiany formalno-prawne
Po drugie dlatego, że szkoła jest właśnie ubrana we wspomniane normy prawne, które często tak szczegółowo regulują życie szkoły, że nie dają przestrzeni dla dyrektora, nauczyciela, innowatora, żeby wprowadzić coś dodatkowego bez narażenia się na obawę, przed nie zrealizowaniem podstawy – ale czasem też oczekiwań rodziców. Nauczyciel chce zabrać dzieci na wycieczkę – ale przecież dzieci powinny się uczyć. Nie zabierze na wycieczkę – też jest źle. Nauczyciel chce wprowadzić zmianę, ciekawe czemu występuje przeciw „tradycji?”. Do tego powszechna egzaminoza – przez którą dzieci uczą się do egzaminów – a nie dla siebie, rozwoju swoich umiejętności, czy przyszłości zawodowej.
To wszystko niestety powoduje, że w dzisiejszej szkole jest coraz mniej miejsca na zabawę, edukację przez doświadczenie, projekty, spotkania. Choć nauczyciele wciąż podejmują próby, szukają nowych rozwiązań, wspólnie realizują projekty wspierające rozwój kompetencji. Mało jest miejsca także na tworzenie przestrzeni, w której dzieci naturalnie, wykorzystując swoją wrodzoną ciekawość, mogłyby się rozwijać, a nauczyciel towarzyszyłby tylko w tym nakierowując, pomagając się podnieść po „upadku”. Przecież błędy i upadki są sytuacjami, w czasie których uczymy się o wiele bardziej skutecznie niż w sytuacji ciągłych sztucznych sukcesów.
Mam nadzieję, że to się zmieni. Póki co mamy taką instytucję, w której jest siatka godzin, sztywne reguły. Nie ma wiele przestrzeni na to, żeby zrobić śródlekcyjną przerwę, nie ma zbyt wiele przestrzeni na projekty. Nie ma przestrzeni na współdziałanie z NGO-sami, bo ze wszystkim trzeba zdążyć, ze wszystkim trzeba pędzić, i na wszystko zdobyć zgodę i pozwolenie. Mimo, iż wiele organizacji, także młodzieżowych jest gotowa do pracy z młodzieżą, mając własne sprawdzone rozwiązania, które przydałyby się w szkole. Potem tylko sprawdzamy – zrealizował podstawę, czy nie i rozliczamy.
Tego nie lubię w szkole. Nauki dla egzaminów. Pilnowania wszystkiego w ramach, które są nadmiernie rozbudowane. Oczywiście nie chcę tutaj demonizować ram – mają one także swoje znaczenie – zadaniem szkoły jest uczyć, zadaniem ucznia jest się nauczyć. Zadaniem rodzica jest wspierać proces nauki i wychowywać. Jednak większa swoboda doboru metod, treści, form – ułatwiłaby życie. Więcej czasu na projekty, spacery, wycieczki (z realizacją podstawy), to mniej sztywnego siedzenia w ławkach, a więcej wdrażania wiedzy w ramach doskonalenia praktyki i kształtowania kompetencji.
Nauczyciel Roku
MS: Jak zostać Nauczycielem Roku?
RP: (śmiech) Każdy ma chyba swój przepis. Nauczyciel zgłaszany przez instytucje, ludzi, czasem przez siebie samego jest oceniany przez komisję, na czele której stoi przedstawiciel Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. Komisja składa się z osób dostojnych rangą, wiedzą, zasługą. To nie jest plebiscyt. Nie głosujemy sms-owo, więc nie ma przepisu na to, jak zebrać przyjaciół i wydać tysiące złotych na sms-y. Tylko trzeba chyba robić swoje.
Nauczyciel Roku to „nauczyciel środka”, który robi swoje dobrze i znajduje jeszcze siłę i przestrzeń na to, żeby zrobić coś więcej. Nauczyciele Roku to są właśnie „zwyczajni nauczyciele”, którzy znajdują swój sposób na to, jak mimo barier, mimo granic w edukacji odnaleźć sposób, jak dzieciakom sprzedać swoje pasje i zachęcić je do wspólnej podróży. Pojęcie „nauczyciel środka” wykorzystał Paweł Lęcki – by pokazać rzeszę niewidocznych dobrych nauczycieli – i coś w tej definicji dotyczącej rzeszy nauczycieli robiących swoje rzetelnie, dobrze, czasem bez fajerwerków – rzeczywiście jest. Stanowią oni chyba największą część wszystkich nauczycieli – wykonują każdego dnia swoją pracę uczciwie i rzetelnie, dając uczniom szansę na sukces. NR to „nauczyciele środka” – solidni rzemieślnicy, którzy zrobili krok dalej.
Każdy z Nauczycieli Roku jest specjalistą, w tym co robi. Potrafi zaprząc do tego swoje pasje, talenty, przestrzenie. Potrafi pokazać uczniom, że wspólnie razem można coś zrobić – poświęcając więcej czasu, pieniędzy, wykorzystując możliwości. Edukując wykorzystuję osobiste pasje, takie jak historia, archeologia podwodna, gwara warszawska, varsaviana i Warszawa, turystyka, współpraca z NGO-sami i działalność społeczna. Mam na myśli Stowarzyszenie Gwara Warszawska, ZHP, Towarzystwo Przyjaciół Warszawy, PTTK i inne organizacje, w których pracuję, którymi często zarządzam, a z którymi staram się łączyć inne podmioty, poznanych ludzi – by nasze działanie było bardziej skuteczne. Nauczyciele czasem boją się łączyć prywatne pasje z pracą. Uważam, że w dzisiejszym świecie powinno się łączyć siły po to, żeby podnosić efektywność swoich działań. Budując zespół, tworzy się „produkt”, który potem „zasługuje” na tytuł Nauczyciela Roku.
Jak łączyć różne aktywności?
MS: Wiemy już, że jest Pan bardzo aktywny na różnych polach pozaszkolnych. Jak to się udaje? Czy Pana doba ma więcej godzin niż nasza? Proszę opowiedzieć więcej o swoim zaangażowaniu społecznym.
RP: Moja doba oczywiście nie jest dłuższa. Tak naprawdę ja robię jedno. Zajmuję się cały czas edukacją, ale robię to w różnych organizacjach. W Stowarzyszeniu Gwara Warszawsko przygotowałem scenariusze warsztatów dla szkół, przedszkoli. Wrzucam je też do projektu Varsavianistyczna Szkoła Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, sprawiając, żeby to, co robię w Stowarzyszeniu Gwara Warszawska, realizowane było szerzej. I okazało się, że byliśmy w stanie w ciągu jednego roku, tuż przed pandemią, zrobić 200 warsztatów, a po pandemii 240-250 warsztatów w różnych placówkach. Tylko dlatego, że zaczęliśmy łączyć siły.
W Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym staram zmienić nastawienie organizacji, ze średnią wieku 65-70 lat, do otwarcia się na młodych ludzi. Dajemy możliwość certyfikacji zawodowej PTTK dla chętnych i otwartych na nowe doświadczenia zawodowe członków Związku Harcerstwa Polskiego. Staram się młodym ludziom dać do ręki pierwszy papier, który da im uprawnienie organizatora turystyki i drogę do bycia przewodnikiem. W ten sposób będą mogli realizować swoje marzenia, albo po prostu zdobywać kompetencje przydatne w dalszej służbie.
Wpływ technologii na dzieci
MS: Jak nowe technologie zmieniły szkołę i współczesne dzieci?
RP: Niestety, świat nam się trochę wymknął spod kontroli. Technologia ewoluowała przez ostatnie 30 lat gwałtownie. Dzięki temu, że czasami pozwalam sobie na kontakt z grami, kiedyś je tworzyłem, bawiłem się z każdą nowinką technologiczną, to jeszcze dotrzymuję kroku. Za parę lat może się okazać, że już nie nadążam. Pojawia się pytanie, czy muszę?
Młodzi ludzie z kolei świetnie sobie z tym radzą, ale tylko na pozór. Nasz mózg nie ewoluował, nie dorósł jeszcze do tego, co oferuje technologia. Najlepiej pokazują to badania sprawdzające umiejętność zapamiętywania – gdzie się lepiej zapamiętuje. Wiele badań dowodzi, że o jedną czwartą więcej można zapamiętać w lesie niż w mieście. Dlatego, że liczba bodźców, jaka do nas dociera, jest o wiele większa niż te sygnały, które występują w naturze. Jeden dzień życia człowieka, który odwiedzi galerię handlową i pozwoli doświadczać swoim zmysłom wszystkich bodźców z otoczenia, odpowiada całemu życiu człowieka w średniowieczu. To świadczy o tym, jak zmienił się świat i w jakim kierunku podążają zmiany w naszym „układzie sterowania”.
Mamy świat TikToka, Instagrama. To świat 30 sekund. Dzisiaj się nie czyta, tylko słucha. Ja nie muszę się z tym zgadzać. Mogę starać się dzieciakom pokazywać zupełnie inny świat. Ale ponieważ wszedłem w stan zastany, to nie mogę się całkowicie od tego odciąć i stwierdzić, że jest złe. Mogę starać się tak dostosować to, co chciałbym przekazać, by młodzi ludzie zechcieli mnie posłuchać, dołączyć do tego. A potem mogę powolutku zacząć pokazywać im inny świat – świat z hamaka, wśród drzew, na spacerze. Świat z doświadczaniem wielozmysłowym, które jest tak bardzo potrzebne i tak trudne.
Wszystkie moje działania służą temu, by dotrzeć do młodych ludzi, znaleźć wspólną przestrzeń, poznać ich świat. Po to, aby stworzyć dla nich taką propozycję, z której będą chcieli skorzystać.
Zdrowie psychiczne dzieci
Problem samotności
MS: Dużo się teraz mówi o dobrostanie młodych ludzi w kontekście słabnącej kondycji psychicznej dzieciaków. Czy ma Pan jakąś radę dla uczniów, którzy czują, że przejście przez ten okres edukacji może być dla nich trudne?
RP: Myślę sobie, że to jest taka rada, która jest też dobra dla nauczycieli, dla rodziców: znajdź kogoś, z kim nie będziesz sam. Słuchaj siebie, bądź uważny i dobry dla siebie. Mamy epidemię samotności. Jesteśmy samotni z różnych powodów. Z wyboru, bądź nie. Współcześnie sprzedaje się taki, a nie inny wizerunek ideału. Wspierają to media, reklamy,. Jak się z kimś spotykamy i on nam nie odpowiada, to łatwiej go wymienić, niż „naprawić”. Konsekwencją tego jest samotność. To jest dzisiaj chyba problem powszechny. Warto się zatem czasem zatrzymać. Poświęcić czas sobie, swoim pasjom, innym ludziom – w ten sposób możemy zyskać coś, czego nie da się kupić za pieniądze. Szacunek, uważność, obecność. Koleżeństwo i przyjaźń. One też wymagają pracy.
Podejmowanie wyzwań
Odniosę się jeszcze do tego, w jaki sposób zadaliście to pytanie. Rzeczywiście jest trochę tak, że ułatwiamy młodym ludziom dzisiaj życie. Natomiast zapominamy o jednym. Zapominamy o tym, że zawsze miarą sukcesu był wysiłek, jaki trzeba było włożyć w to, co się osiągnęło. By osiągnąć sukces trzeba niestety przekroczyć strefę komfortu i zmęczyć się. Brzmi trywialnie. Powinniśmy oczywiście wspierać młodych ludzi w tych obszarach, w których nasze wsparcie jest konieczne. Natomiast powinniśmy im też stwarzać szansę i możliwości rozwoju oraz podejmowania wyzwań tam, gdzie podejmować się je powinno. Uważam, że całkowite „upupianie świata”, całkowite otaczanie go poduszkami, na które można się przewrócić przy upadku, żeby nic się nie stało, jest niewłaściwe. Jest wręcz krzywdzeniem dzieci.
Moim zdaniem najlepszym, niestety, sposobem na uczenie się czegokolwiek, jest upadek, potknięcie i pomyłka. Uczymy się na błędach. Najskuteczniej, najtrwalej. I czy to są małe błędy, czy to są duże potyczki, nie ma znaczenia. Dlatego nie powinniśmy młodym ludziom świata owijać kolorowym papierem, bo wtedy już całkowicie stracą odporność. Dzieci całkowicie „wypną się” z tego świata, bo znajdą łatwiejszy sposób na przyjaźnie i na towarzystwo innych. Wystarczy przecież otworzyć telefon, zrzucić tam fotkę i pozbierać parę lajków. A to nie o to chodzi.
Podsumowując, znajdźmy sobie kogoś, z kim nie będziemy czuli się sami. To może być kolega, koleżanka, to może być dorosły, to może być rodzic. Wymaga to uważności i zaangażowania obu stron. 100% + 100% = 100%. Jeśli obie strony wrzucą odpowiednio wiele wysiłku – uda się. Natomiast my dorośli nie powinniśmy pozwolić na to, żeby świat dzieci stał się światem bez kolców. Możemy dać im naszą obecność i uważność, by nauczyły się pokonywać trudy i wyzwania.
Edukacja w Polsce a edukacja w Skandynawii
Inspiracja innymi krajami
MS: Czy inspirują Pana sposoby nauczania za granicą? Czy zerka Pan na przykład na Skandynawię?
RP: Oczywiście, że zerkam. Tylko ja mam pełną świadomość tego, jak Skandynawia doszła do tego miejsca, w którym się znajduje. Skandynawska edukacja najpierw została mocno przebadana i w efekcie „drastycznie” zrewolucjonizowana, zanim nauczyciele i dyrektorzy otrzymali tam olbrzymią swobodę. Dzisiaj dyrektor szkoły w Szwecji otrzymuje na starcie taki dzienniczek, w którym połowa to ogólna podstawa programowa, a druga połowa to wskazówki, jak szkoła może sobie radzić z różnymi sytuacjami. I tak naprawdę on ma pełną swobodę w zakresie doboru treści, form, metod nauczania. On wspólnie z rodzicami i samorządami kształtuje profil szkoły. Jego zadaniem jest przede wszystkim reagowanie na to, jak wygląda sytuacja na rynku pracy w jego najbliższym otoczeniu i stworzenie młodzieży szans na dobry start.
Sukces na miarę własnych marzeń i możliwości
Pracując w szkole na Pradze w Warszawie często nie zgadzam z systemem, który polega na tym, że szkoła po egzaminie ósmych klas jest kategoryzowana na podstawie wyników. Praga najczęściej wychodzi jako jedna z ostatnich dzielnic w Warszawie. Przez lata toczyła się dyskusja na ten temat, programy naprawcze, poszukiwania winnych stanu. Jednak nikt z władz nie przyszedł do mnie i nie zapytał, co się tak naprawdę dzieje z dziećmi po skończeniu szkoły? Jaki jest realny skutek ich nauki i egzaminów? Mógłbym na takie pytania odpowiedzieć bo wiem, co się dzieje z moimi wychowankami. Wiem, kto z nich osiągnął to, co chciał.
Większość z nich chce być fryzjerami, manikiurzystkami, sprzedawcami. Kimś, kto będzie wykonywał prostą, podstawową, codzienną robotę. Ale robią ją dobrze. Robią ją z zaangażowaniem. Egzamin piszą na tyle, na ile chcą go napisać. To zdecydowanie im wystarczy, żeby dostać się do wymarzonej szkoły fryzjerskiej, samochodowej, blacharskiej, technikum żywieniowego czy hotelarskiego, by zrealizować tam swoją pasję, nauczyć się zawodu. Wcale nie muszą nawet mieć matury, czy iść na studia. Robią po prostu swoje. Czy to jest sukces? Moim zdaniem tak. Moje dzieciaki, moi wychowankowie osiągają sukces. Sukces na miarę własnych marzeń i możliwości. Czy to znaczy, że są gorsze od tych, które dostały setkę punktów z egzaminów? Niekoniecznie. Życie zweryfikuje, na ile muszą znać angielski, na ile muszą swobodnie posługiwać się terminami językowymi.
Mam też takich wychowanków, którzy są dziś wykładowcami na Oxfordzie i takich, którzy są właścicielami sieci punktów usługowych, oferujących manicure, pedicure. Są tam także prawnicy, lekarze, pracownicy ambasad. Osiągnęli sukces. Zdobyli ciężką pracą swoją pozycję. Wyszli z tej samej szkoły i klasy.
Swoboda dyrektora i nauczycieli
RP: W Skandynawii dyrektor i nauczyciele mają prawo do decydowania o formie rozwoju, o tym, jakie dodatkowe przedmioty zostaną włączone w edukację. Ustalają to wspólnie z młodzieżą już po czwartej klasie. Podejmują decyzję, w którym kierunku będą chciały iść, rozwijać się. Wówczas młodzi ludzie podejmują próby. Nudzi im się albo uważają, że to jednak nie ten kierunek – zmieniamy i próbujemy dalej. W Polsce aktualnie nie ma szans na coś takiego.
Niestety musielibyśmy zmienić mentalność. Musielibyśmy zmienić przyzwyczajenia, system kształcenia nauczycieli. Drastycznie zmienić podstawę programową. Zmienić właściwie wszystko, żeby można było doprowadzić do takiego stanu, w którym ja, Radosław Potrac, będę mógł uczyć swoich uczniów z większą swobodą. Skandynawia przeszła przez ostry „ogień” ocen i szkolenia nauczycieli. Dzisiaj większość nauczycieli tam doskonale wie, jaka jest jego rola, co robi w szkole, po co robi swoją robotę i dlaczego zarabia takie pieniądze.
Szerokie spojrzenie na edukację
Na system edukacji w krajach skandynawskich nie patrzy się tylko jak na triadę: uczeń, nauczyciel, rodzic. Tam patrzy się bardzo szeroko. Infrastruktura szkolna jest dostosowana do warunków i perspektyw lokalnych. Nieważne, czy jest to mała wiejska szkółka, czy duża szkoła miejska z warsztatami i z basenem. Tam budując szkołę od razu się planuje to, co za 10 lat może być tej szkole, temu środowisku lokalnemu potrzebne. Prowadzi się szerokie konsultacje z nauczycielami i z mieszkańcami. U nas gdy otwiera się nowe szkoły, niektóre nawet bardzo ładne, w różnych miejscach w Polsce, często niestety kompletnie nie odpowiadają one potrzebom środowiska. I to jest nasza słabość. W Polsce każdy element systemu działa osobno. Administracja osobno, planowanie osobno, edukacja osobno.
Edukacja nigdy nie była i nie powinna być osobnym elementem. To jest wielowymiarowy proces, który się nieustająco zmienia. Jeżeli planując i myśląc o edukacji w Polsce nie będziemy o tym pamiętać, to niestety długo jeszcze będzie tak, jak jest. Więc będziemy narzekać, mówić, że jest źle i nie robić dalej nic. Poza pozornymi ruchami typu obcięcie kawałka podstawy czy zmiany w stosunku do prac domowych. Te zmiany też są potrzebne, ale są to zmiany doraźne, „na już”. Przyszła szkoła – podobnie jak świat – wymagają jednak planowania na dłuższy okres czasu.
Jak zmieniać polską edukację?
RP: Czego wymaga zmiana systemu? Wymaga przede wszystkim zmiany podstaw systemu oświaty, zaczynając od tego, w jaki sposób kształci się nauczycieli, bo trzeba uczyć mądrości, odpowiedzialności, ale też samodzielności w ocenie stanu dziecka. Nauczyciele powinni się nauczyć pracować w zespołach. Te zespoły powinny się nauczyć oceniać potrzeby środowiska, ale do tego warto wcześniej przeprowadzić badania w środowisku. Badania pod kątem tego, jaki zawód przyda się za 3, 5, 10 lat. To wymaga perspektywy, której niestety w edukacji w Polsce nie ma, albo wciąż zbyt mało zwraca się na nią uwagi. Najszerszą perspektywą, jaką w tej chwili edukacja funkcjonuje, to są 4 najbliższe lata kadencji i koniec. W przypadku dzielnic jeszcze mniej. System wymaga dofinansowania i mądrych programów – realizowanych w oparciu o badania – które wesprą mniejsze ośrodki miejskie i wiejskie, które wyrównają szanse. Przepisy wymagają ujednolicenia i takiej formy, która nie będzie nauczycielom i dyrektorom sprawiały problemów związanych z ich interpretacją. Obszarów jest cała mnogość. Dlatego na te zmiany powinno się patrzeć całościowo i w perspektywie. Bo szkoła wymaga ewolucji i zmian – nie rewolucji. Od zmian w szkolnictwie wyższym do przedszkoli.
Oczywiście trzeba też patrzeć na to, że Skandynawia to jest zupełnie inna kultura, zupełnie inne doświadczenia historyczne, zupełnie inne doświadczenia socjalne. To wszystko, co się dzieje dzisiaj w szkole w Skandynawii jest pokłosiem tego, że tam od dawna zupełnie inaczej podchodzi się do bardzo wielu spraw z obszaru społeczeństwa. A u nas potrzebujemy jeszcze chyba niestety lat na zmianę. Długa droga przed nami. I nie jest to żaden przytyk. Po prostu tak jest.
Niekoniecznie też musimy bezkrytycznie kopiować rozwiązania z innych krajów – mamy świetnych nauczycieli, mamy ludzi z masą pomysłów – wystarczy dać im głos i pozwolić podzielić się świetnymi rozwiązaniami, jak choćby projekty informatyczne i programistyczne Barbary Halskiej, innowacje językowe Marcina Zaroda czy podejście do pedagogiki specjalnej Zyty Czechowskiej i innych. Mamy ludzi, mamy możliwości – potrzeba jedynie wsparcia systemowego.
Edukacja domowa
Zalety edukacji domowej
MS: A co Pan myśli o popularyzacji edukacji domowej?
RP: Edukacja domowa rzeczywiście otworzyła nam po pandemii oczy, zmieniła nasze podejście do sposobów prowadzenia edukacji. I bardzo dobrze, bo to skróciło czas, skróciło przestrzeń, dało nam więcej możliwości. Przejście do edukacji domowej jest dobre, dlatego, że jest masa odpowiedzialnych, mądrych rodziców, którzy wykorzystują podróże, loty, rejsy statkami i wszystkie inne aktywności, które pozwalają dzieciakom doświadczać tego, czego w tradycyjnej szkole pewnie by nie doświadczyły, a co na przykład Nauczyciele Roku czy Superbelfrzy RP starają się włączać w edukację.
Edukacja domowa daje taką możliwość. I to jest niesamowite, że można zabrać dzieciaka kamperem na miesiąc. On w tym czasie może rozwijać się, robić swoje, ale dajemy mu przestrzeń i możliwości, których nie dałaby mu szkoła. Przede wszystkim możliwość praktycznego doświadczania i wprowadzania w życie poznanej wiedzy.
Wyzwania edukacji domowej
Niestety w edukacji (również w niektórych nurtach tej domowej) ostatnio zachłyśnięto się trochę tą otoczką cudowności i wspaniałości techniki, zapominając o tym, że nikt nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem. Wciąż w edukacji głównym elementem, głównym powodem sukcesu jest dobra relacja uczeń-mistrz. Jeżeli nie ma takiej relacji, sukces pojawia się rzadziej. Aby uczeń był w stanie samodzielnie przepracować tak wszystkie zagadnienia, by osiągnąć mistrzostwo w jakiejś dziedzinie, zawsze jest potrzebny mądry dorosły, który nakieruje. Zwróci uwagę na te rzeczy, na które z racji nie posiadania kompetencji w każdym zakresie, nie zwróci uwagi rodzic, a kamera nie da bezpośredniej interakcji.
Warunek dobrej edukacji domowej jest jeden – musi być mądry dorosły, który będzie ten proces wspierał. Nie wszyscy młodzi ludzie są w stanie samodzielnie pilnować procesu nauki. Ten wymaga czasu, testowania dobrych praktyk i umiejętności uczenia się wynikającej ze znajomości choćby typu reprezentacji czy rodzaju pamięci.
To, że ludzie szukają rozwiązań w edukacji domowej, zdalnej, jest ok. Pozwala ona osobom z problemami społecznymi, lękami, fobiami znaleźć swoje miejsce i w sposób bezpieczny dla siebie podejmować naukę. Potrzebni w tym procesie są jednak mądrzy dorośli. Nic nie zastąpi rodziców, którzy poświęcą swój czas dziecku. Nic nie zastąpi mądrych nauczycieli, którzy na lekcji zamiast zastanawiać się nad oceną, zwrócą uwagę na to, z czego wynika, że ktoś zrobił coś tak, a nie inaczej. Kiedy ktoś mądry w domu rodzinnym lub w szkole dostarcza motywujących doświadczeń, które dziecko będzie chciało wykorzystać, wówczas edukacja domowa spełnia swoją rolę.
Rady dla nauczycieli
MS: Jeśli miałby Pan dać jedną wskazówkę kolegom i koleżankom, jak być dobrym pedagogiem, wychowawcą, co by to było?
RP: Przede wszystkim bądźcie dobrym sobą. Myślę sobie, że to, co jest chyba najfajniejsze w relacji z dziećmi i młodzieżą, to tworzenie tej relacji w sposób naturalny. To znaczy nieudawanie, nie granie kogoś innego. To nigdy nie wychodzi i też zawsze zostanie wyłapane przez dzieciaki. Warto zatem być sobą i w taki sposób, z wykorzystaniem swoich mocnych stron, pasji, zainteresowań – pokazywać świat dzieciom i młodzieży. Każdy z nas jest inny. W każdej ze szkół jest kilkanaścioro – kilkudziesięciu nauczycieli. Każdy wnosi coś wyjątkowego – dzięki czemu młodzi ludzie mają wybór i szeroką ofertę różności.
Bądźcie takimi nauczycielami, jakimi chcecie być. Jeżeli ktoś chce być „nauczycielem środka”, który zrobi coś wielkiego i zacznie budować wokół siebie wspomagającą sieć i będzie robił głośne akcje, to niech to robi. Jeśli ktoś chce być rzetelnym, solidnym belfrem – niech będzie. Nie pozwalajcie sobie mówić, że się nie uda. Jeżeli ktoś ma ochotę przychodzić do szkoły i robić po prostu etat, bo w życiu zależy mu na czymś innym i czemu innemu oddaje się z zaangażowaniem, to też ok. Róbcie swoją robotę dobrze, róbcie przyzwoicie. Natomiast najważniejsze jest to, żebyście byli po prostu w tym naturalni, bo wtedy będziecie szanowani i będziecie czuli szacunek do samego siebie. Do tego właśnie zachęcam. Do bycia sobą. Najpiękniej, jak się da.
Pracując wykorzystujcie własne zainteresowania, wykorzystujcie swoje mocne strony. Dbajcie o siebie, bądźcie dla siebie „dobrzy”, wspierajcie się nawzajem we własnych działaniach. Mówcie przepraszam – także dziecku – gdy coś pójdzie nie tak. We wszystkim, co robicie zachowajcie swoje marzenia – i pokazujcie, że są po to, by je spełniać.
Zostań Mecenasem lub Mecenaską Rozwoju
Jako Fundacja Dobra Sieć wierzymy, że dostęp do rzetelnych infomacji o programach rozwoju to jeden z czynników sukcesu. Dzięki popularyzacji mądrych programów stypendialnych oraz inspirujących historii osób, coraz więcej osób rozwija skrzydła i odnosi sukcesy – nie tylko naukowe. Zostań Mecenasem lub Mecenaską Rozwoju, by działo się to jak najczęściej!
Fundacja Dobra Sieć nie ponosi odpowiedzialności za decyzje podjęte przez użytkowników serwisu na podstawie informacji opublikowanych na stronach www.mojestypendium.pl. Rozpowszechnianie całości lub fragmentów tekstów zamieszczanych w serwisie www.mojestypendium.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych bez podania źródła wymaga zgody serwisu www.mojestypendium.pl.